Pracujesz na umowie śmieciowej? Możemy pomóc!

Magda Psikus – moja przygoda z Dino i jak zaczęłam działać ze Związkiem Syndykalistów Polski
Tagged:  •  
Image: 
dinoart.jpg

Opowiadanie swoje jednak zacznę od historii, która wydarzyła się o wiele wcześniej. W październiku 2012 r. podjęłam się pracy w sieci marketów Dino Polska S.A. w małej miejscowości w województwie kujawsko-pomorskim - w Barcinie. Początkowo nie miałam żadnych zastrzeżeń do pracy, ponieważ atmosfera jaka tam panowała była poprawna. Sytuacja zmieniła się diametralnie z końcem lutego 2013 r., kiedy to nie przedłużono umowy o pracę z kierownikiem oraz dwiema innymi pracownicami. Awansu na stanowisko kierownika nie otrzymała osoba z doświadczeniem i kompetencjami do pełnienia takiej funkcji. Było to dla wszystkich pracowników dużym zaskoczeniem. Nowa pani kierownik rejonowa awansowała na to stanowisko młodszego zastępcę co w późniejszym czasie spowodowało lawinę problemów w markecie. Na stanowisko brakujących kasjerów zatrudniono osoby, które z dnia na dzień bez żadnego przeszkolenia podjęły pracę. Po upływie dwóch miesięcy zwolniła się z pracy zastępca kierownika, nie mogąc znieść niesprawiedliwych upomnień. Na jej miejsce została zatrudniono osobę, która od razu została poddana szykanom i dyskryminacji.

Obserwowanie tego, jak można dręczyć i tak źle traktować pracowników było dla mnie szokiem i pewnym momentem przełomowym. Ta sama sytuacja spotkała też inną nową pracownicę. Dziewczyny te przychodziły do pracy zestresowane, podczas zmiany kilkakrotnie płakały, gdyż nie dawały sobie rady psychicznie. Niektóre koleżanki robiły wszystko, aby skutecznie uprzykrzyć im pracę jak i życie.

Pierwszym moim krokiem, wraz z inną koleżanką, było głośne zwrócenie uwagi na problem zaistniały w markecie. Poskutkowało to natychmiastowym wykluczeniem nas z grupy „zaufanych” pracowników i od razu zaczęto nas gorzej traktować. Od tego momentu w markecie utworzyły się dwa obozy. Jeden przeciwko dyskryminacji i szykanowaniu pracowników, który miał czelność głośno wyrażać swój sprzeciw wobec takich praktyk, oraz drugi - działający na szkodę pierwszego. Długotrwałe szykany i zachowanie koleżanek z pracy spowodowały, że w maju zadzwoniłam do dyrektora marketu zgłaszając problem. Jednakże pozostawił to bez reakcji, nie licząc zebrania w markecie, na którym wszystko zostało zamiecione pod tzw. przysłowiowy dywan. Atmosfera w pracy stała się nie do zniesienia, z dnia na dzień było coraz gorzej. Dwie dziewczyny nie wytrzymały presji psychicznej i zaczęły leczenie psychiatryczne. Jednej z nich nie przedłużono umowy o pracę w lipcu, kolejna koleżanka w sierpniu złożyła wypowiedzenie i odeszła z pracy.

W międzyczasie nie przedłużono umowy koleżance, która wróciła z długotrwałego zwolnienia lekarskiego. Ja uległam wypadkowi i wylądowałam na oddziale ratunkowym, a potem na chorobowym ze względu na zły stan zdrowia. Rotacja ludzi w markecie była przerażająca. Naszym kolejnym krokiem była zbiorowa wizyta w Państwowej Inspekcji Pracy i złożenie skargi. Reakcja pracodawcy była błyskawiczna. W ciągu kilku dni wyposażył wszystkie markety w brakujące wózki elektryczne jezdniowe, specjalne obuwie, itd. Państwowa Inspekcja Pracy wykryła wiele nieprawidłowości i zobowiązała pracodawcę do przestrzegania kodeksu pracy oraz zasad bezpieczeństwa i higieny pracy. Jednakże dowody w dziwny sposób ginęły. Dlatego oddałyśmy sprawę do Sądu Pracy – moja pierwsza w sprawie wypłaty wynagrodzenia za przepracowane godziny nadliczbowe oraz nocne odbędzie się 7 maja 2014 r.

Wszystkie te działania spowodowały to, że zaczęłyśmy szukać pomocy w internecie i natrafiłyśmy na forum, na którym rozpisywały się osoby z całej Polski mające podobne problemy do naszych i pracujące w tej sieci marketów. Poznałyśmy w ten sposób panią, która zorganizowała spotkanie z organizatorem związkowym, który to pomógł nam założyć związek zawodowy w naszym zakładzie pracy. Od początku powstania organizacji pracodawca był negatywnie nastawiony do związków, nie reagował na naszą korespondencję i nie konsultował z nami żadnych decyzji.

W tym czasie przewodnicząca, która wcześniej przebywała na zwolnieniu chorobowym, otrzymała w październiku wypowiedzenie umowy na czas nieokreślony za „anarchizację pracowników” oraz „utratę zaufania pracodawcy”.

W grudniu ub roku w jednej z poznańskich kancelarii odbyło się spotkanie między prawnikami Dino, a związkami zawodowymi. Warunkiem podjęcia rozmów było przywrócenie do pracy przewodniczącej ,oraz przedłużenie wygasającej mi umowy na czas nieokreślony. Rozmowy zostały przerwane ponieważ strona reprezentująca pracodawcę nie była upoważniona do podejmowania wiążących decyzji. Kolejne negocjacje odbyły się już za zamkniętymi drzwiami i Przewodniczący Regionu Wielkopolska „Solidarności” negocjował bez udziału samych zainteresowanych.

W dniu 31 grudnia dowiedziałam się, że Dino Polska S.A. nie przedłużyło ze mną umowy o pracę. Zostałam sama, bez pracy, bez pomocy prawnej ze strony Solidarności. Nikt z Solidarności nie wspomniał o odwołaniu się do Sądu Pracy od decyzji pracodawcy, ten związek nie udzielił mi żadnej pomocy, wsparcia oraz żadnych wskazówek co mam zrobić dalej.

Pomogli mi ludzie, których poznałam na portalu społecznościowym FB, śledzili w necie nasze zmagania z pracodawcą od kilku miesięcy. To od nich otrzymałam cenne wskazówki co zrobić dalej… Otrzymałam też wsparcie psychiczne i pomoc finansową – Związek Syndykalistów Polski oraz Społeczna Inicjatywa Socjalna przeprowadzili w tym celu zbiórkę pieniędzy dla mnie.

Zwróciłam się do Związku Syndykalistów Polski o pomoc i zaczęłam działać razem z nimi. Otrzymałam pomoc w napisaniu pozwu do Sądu Pracy (sprawa odbędzie się 15 maja) i jako ZSP zorganizowaliśmy liczne pikiety pod marketami Dino w całej Polsce (Skarbimierz, Ornontowice, Wrocław, Kutno, Pabianice, Łask, Ostrów Wielkopolski …) w obronie zwalnianych pracowników, przeciw łamaniu prawa pracy i przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy.

W tym czasie przewodniczący Regionu Wielkopolskiego Solidarności naciskał, by odwołać pikietę organizowaną pod siedzibą spółki w Krotoszynie, w której miały nas wesprzeć związki zawodowe z całej Polski. Motywował on swą prośbę tym, iż mogłoby to zaszkodzić negocjacjom prowadzonym w sprawie naszego powrotu do pracy.

W styczniu 2014 r odbyły się rozmowy z pracodawcą na które przybył prezes spółki wraz z dyr. ds. personalnych, a z naszej strony obecna byłam ja, przewodnicząca oraz przewodniczący Regionu Solidarności. Na rozmowach omówiliśmy sprawy pracownicze oraz problemy w sieci marketów, jednakże nie zapadły żadne wiążące decyzje w tych sprawach. Drugą część rozmów – negocjacje na temat przywrócenia do pracy teraz już trójki pracowników przeprowadzał z pracodawcą już sam przewodniczący Regionu Wielkopolskiej Solidarności bez naszej obecności, a my w tym czasie czekałyśmy na decyzję w naszej sprawie w restauracji. Po negocjacjach przewodniczący Regionu oznajmił nam, że nadal nie podjęto w naszej sprawie żadnej decyzji i że mamy dalej czekać. Miałyśmy się wstrzymać ze wszystkimi działaniami, nie organizować żadnych pikiet i nie nadawać rozgłosu sprawie.

Po kolejnych negocjacjach, które odbyły się w siedzibie firmy w Krotoszynie i brał w nich udział przewodniczący Regionu Wielkopolskiej Solidarności, jak zwykle bez naszego udziału, usłyszałyśmy, że mamy znowu czekać. 16 stycznia odbyła się pierwsza rozprawa w Sądzie Pracy w Lesznie o przywrócenie do pracy przewodniczącej NSZZ Solidarność w Dino Polska S.A. Na wniosek pani adwokat reprezentująca firmę Dino Polska S.A wniosła o odroczenie rozprawy motywując prośbę trwającymi negocjacjami.

Kolejne negocjacje w naszej sprawie odbyły się w dniu 21 stycznia 2014 roku w Krotoszynie i po raz kolejny i ostatni jak się okazało przewodniczący Regionu negocjował za naszymi plecami o nas. Około godziny 22.00 zadzwonił do mnie przewodniczący Regionu Solidarności Wielkopolska i oznajmił, że dziewczyny wracają do pracy i będą podpisywały za kilka dni umowy, oraz w przypadku przewodniczącej ugodę (której warunkiem będzie wycofanie spraw przeciwko Dino Polska S.A.), a ja niestety zostaję bez pracy. Pracodawca nie zgodził się na przedłużenie mi umowy rozbijając w ten sposób strukturę związkową, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że po tych zdarzeniach nikt nie nadstawi swojej głowy, aby ujawnić się w zarządzie związku. Zapewne pracodawcę bardzo zabolało to iż musiał zakupić wózki elektryczne, przestrzegać kodeksu pracy i zasad bhp… Mogę się jedynie domyślać co nim kierowało.

Przewodniczący Regionu Solidarności zapewniał, że związek będzie mi wypłacał przez pół roku 1,2 tys. zł pomocy, a także pomoże w znalezieniu nowej pracy. Warunkiem miało być to, że przestanę walczyć o siebie, o innych pracowników razem z innymi związkami, które mnie wspierały i wspierają przez cały ten czas . Nie zgodziłam się na tą propozycję, gdyż nie po to zakładałam związki zawodowe, aby teraz przestać walczyć o pracowników …dobrze byłoby odpocząć przez pół roku za 1,2 tys. zł, a potem podjąć nową pracę i zapomnieć o wszystkim, ale to nie ja.

Od czasu jak nie zgodziłam się na ten układ, bo teraz mogę to spokojnie tak nazwać (było to przecież zobowiązanie do milczenia i poddania się w walce o siebie i innych pracowników sieci w zamian za kasę) zostałam zupełnie pozbawiona pomocy „Solidarności”. Przewodnicząca wraz z koleżanką podpisały umowy o pracę na gorszych warunkach, otrzymały wynagrodzenie za czas pozostawania bez pracy, umowy objęto klauzulą poufności, dlatego do dziś ja i skarbnik, jako zarząd nie znamy szczegółów tej ugody. Przewodnicząca wycofała wszystkie sprawy z Sądu Pracy, Państwowej Inspekcji Pracy oraz Prokuratury, gdyż otrzymaliśmy zawiadomienia o wstrzymanych czynnościach.

Miałyśmy się zgodzić na podpisanie przez przewodniczącą w naszym imieniu oświadczenia, w którym zgadzamy się na „dialog w duchu partnerstwa z pracodawcą”. Było to śmieszne w sytuacji, w której w ciągu kilkunastu dni zwolniono kilkanaście osób podejrzanych o przynależność związkową, lub za samo polubienie strony związkowej na FB, zalajkowanie postu czy komentarz … i to doprowadziło do rozpadu struktur. Przewodnicząca zrzekła się swojej funkcji i przysłała nam upoważnienie do podejmowania wszelkich decyzji we wszystkich sprawach. Następnie pozbawiła nas kontaktów meilowych z członkami związku poprzez usunięcie całej korespondencji z poczty, którą używałyśmy wspólnie jako meil związkowy. Dalszy ciąg tej historii jest dziwny, gdyż pomimo tego iż przewodnicząca zrzekła swojej funkcji to ogłosiła i zorganizowała sama wybory z Regionem Wielkopolskiej Solidarności, które uważam za nielegalne. Zgłosiłyśmy wniosek formalny o nielegalności tej farsy. Później dowiedziałam się, że wykluczono mnie bezpodstawnie z szeregów NSZZ Solidarność w Dino Polska.

Obecnie przebywam na zasiłku dla bezrobotnych i szukam pracy. Wiem, że będzie mi trudno znaleźć coś z łatą związkowca, bo jaki pracodawca chce mieć na swoim terenie zakładu związki zawodowe? Ale nikt nigdy nie mówił i nie obiecywał, że będzie łatwo…

Przystąpiłam do związku Syndykalistów Polski, bo dopiero Ci Ludzie uświadomili mi, że oprócz czubka mojego własnego nosa, mojego podwórka i okolicy, oprócz sieci marketów Dino Polska S.A., z którą walczę już od prawie roku, istnieje na świecie szereg innych problemów, którymi należy się zająć, wielu ludzi, którzy potrzebują pomocy a nie mają skąd jej otrzymać…

Jako Związek Syndykalistów Polski staramy się działać z osobami, które nie są zrzeszone w związkach, bądź takimi jak ja – którym oficjalne związki zawodowe pomocy nie udzieliły, pracownikom bez umów o pracę. Nie liczy się dla nas wiek, pochodzenie czy status społeczny. Działamy także w sprawach lokatorskich. Można nas humorystycznie określić jako wydział do spraw beznadziejnych, ale wiele spraw udaje nam się rozwiązać pozytywnie. Pomoc wzajemna i solidarność naszą bronią !!!

Magda Psikus

Artykuł pochodzi z gazety ZSP "Zapłata" - wiosna 2014 r.