Pracujesz na umowie śmieciowej? Możemy pomóc!
Protekcjonizm państwowy, wybryki wolnego rynku i alternatywa anarchistyczna
Sytuacja strajkujących pracowników Poczty Polskiej budzi wiele kwestii i skłania do myślenia. Zwykli ludzie mogą zauważyć różne problemy z punktu widzenia konsumenta. Choć niektóre punkty pocztowe mogą świadczyć dobre usługi, inne są okropnie zorganizowane, źle kierowane albo mają wśród swoich pracowników wręcz kryminalistów, którzy kradną pocztę. Niezależnie od poziomu usług na waszej poczcie, większość ludzi zgodziłaby się, że usługi mogą być lepsze, a ceny są zbyt wysokie (dla porównania, koszt wysłania listu w Polsce jest o 10% wyższy niż w Stanach, ale pracownicy zarabiają 7-8 raz mniej).
Punkt widzenia konsumenta jest tu ważny, bo PP stoi przed perspektywą konkurencji nawet w swoim podstawowym obszarze działalności – dostawie listów. Unia Europejska chce, aby PP nie była chroniona przed konkurencją. Dotąd zezwolono na konkurencję tylko w niektórych dziedzinach, np. wysyłce paczek. Więc konsumenci, którzy nie są zadowoleni z usług Poczty Polskiej mogą zmienić dostawców.
Ta potencjalna strata części klientów uderzy w PP po tym, jak nastąpiły ciosy związane z wprowadzeniem emaila, bankowości online albo płacenia rachunków w supermarketach. Mimo to, PP przynosi zyski. Jej zysk netto w 2005 r. wyniósł ponad 100 mln. zł. Ale w Poczcie Polskiej pracuje ponad 100 tys. osób.
W porównaniu do innych krajów, polski konsument jest tradycyjny i nie jest skłonny spróbować usług nowej, nieznanej firmy. Jednak, kiedy polski rynek pocztowy się otwiera, mogą wejść także dobrze znane firmy (np. Deutsche Post) i Poczta Polska może stracić część swojego rynku.
Tak było kiedy konkurenci w telefonii weszli na polski rynek i TPSA straciła znaczną cześć swoich klientów. Wtedy, kiedy Tele2 zaczęła działać na polskim rynku, France Telecom, największy akcjonariusz TPSA mówił o tym, że muszą zwolnić część pracowników w związku z tym.
Oczywiście możemy analizować ekonomiczne realia takiej firmy i dojść do wniosku, że to akcjonariusze i szefowie powinni stracić, a nie pracownicy (przy tym zysku, który ma, stać Pocztę Polską na podwyższenie pensji każdego pracownika o 1000 zł rocznie – ok. 80 zł miesięcznie. Wyższe pensje mogą otrzymać tylko kiedy menadżerowie dostaną mniej, albo kiedy ceny usług będą wyższe, albo kiedy zwalniają ludzi i dają innym więcej pracy. Albo subwencje od podatników). Ale w kapitalistycznej gospodarce wiadomo, że firmy, które stracą część swojego rynku chcą zwalniać pracowników.
Anarcho-syndykalizm i żądania reformistycznych związków
Kiedy zaplanowano zwolnienia w TPSA, pracownicy zrobili demonstrację, która miała nieco nacjonalistyczno-protekcjonistyczny charakter, bo propagowali niesłuszną opinię, że jednym z najważniejszych problemów jest to, że kapitał w TPSA jest „obcy”. Zapytaliśmy pracowników TPSA, jak widzą swoje szanse w świetle faktu, że będzie większa konkurencja, a TPSA była znana jako firma niezbyt dobra z punktu widzenia klientów. Wiele razy słyszałam, że rząd powinien nas chronić przed konkurencją (równocześnie czasami słychać, że polski kapitalista byłby lepszy, albo jeszcze lepiej, aby telekomunikacja była państwowa).
To jest jeden z głównych problemów z monopolistami i quasi-monopolistami: ich wizja zdrowia finansowego biznesu polega na wyłączności i zakazie wobec innych.
Tą kwestią często zajmują się zwolennicy wolnego rynku, albo państwowej interwencji. Zwolennicy rynku są tak zakochani w pomyśle mitycznej czystej konkurencji, że wolą nie zauważać, że kapitaliści przede wszystkim próbują obniżyć koszty i odzyskać nowych klientów kosztem pensji swoich pracowników. Z drugiej strony, protekcjoniści wolą nie zauważać, kiedy brak konkurencji powoduje zły stosunek wobec konsumenta, albo nadużycia dominującej pozycji rynkowej i że gruba warstwa nieużytecznych, zbyt wysoko opłacanych biurokratów i menedżerów wzbogaca się na tych firmach. Tak naprawdę, żaden z tych wariantów nie jest satysfakcjonujący.
W sytuacji Poczty Polskiej, żądania pracowników są zrozumiałe. Więcej kasy, mniej pracy. Ale te wymagania pojawiają się w czasie, kiedy nie ma tej kasy w postaci zysków (choć być może jest w kieszeniach kierownictwa) i gdy wkrótce będzie nowa presja na firmę. Jest więc zupełnie jasne, że te wymagania nie mogą ani być spełnione przy obecnym poziomie pensji dla kierownictwa i obecnym poziomie zysków, a nawet jeśli będzie zgoda na spełnienie żądań, oznacza to, że dyrekcja rozważa zwolnienie wielu pracowników w niedalekiej przyszłości.
Rozwiązania problemu nie ma wtedy, kiedy każdy właściciel, czy każdy zbędny, za dużo zarabiający kierownik chce jak najwięcej zarabiać dla siebie, co oznacza, że mniej dochodów z zysku poczty idzie na pensje i modernizację usług. Szczególnie kiedy jest pretekst konkurencji. Jedynym dobrym rozwiązaniem dla tych pracowników, jak również dla społeczeństwa, będzie poczta samodzielnie kierowana przez pracowników.
Nie chodzi tu o żadne tradycyjne spółki pracownicze. W wielu z takich spółek, szczególnie tych, które powstały po prywatyzacji, jakiś były menedżer albo inwestor kupi duży pakiet akcji i faktycznie kontroluje spółkę. Albo powstaje jako tradycyjne przedsięwzięcie, gdzie ktoś z większym kapitałem kupi więcej udziałów i dostaje większe zyski. Problem w tym, że zawsze kiedy ktoś zyskuje na obniżeniu kosztów pracy, będzie pokusa, aby to zrobić. Kiedy wszyscy pracownicy nie mają kontroli nad decyzjami w sprawach bieżących, np. o wysokości płac, zatrudnieniu, itd., wtedy nie mają ani wpływu ani kontroli na ich los w pracy.
Także nie chodzi nam o prowadzenie poczty na zasadach chciwości i pragnienia stania się bogatym. Pracownicy takiej spółki nie powinni wyzyskiwać innych, albo zmuszać klienta do płacenia za dużo tylko aby się wzbogacić. Jeśli interes idzie dobrze i wszyscy dostali równie dobre pensje, warto odkładać na fundusze emerytalne, urlopy, na inwestycje w modernizację, nowe usługi albo nawet ustalać niższe ceny dla klienta.
Prawda jest taka, że klienci są bardzo ważni. W naszym przekonaniu, pracownicy muszą współdecydować o wielu rzeczach ze społeczeństwem i klientami. W obecnym porządku ekonomicznym, zwykły pracownik często mało zarabia, więc chce wydawać coraz mniej na towary i usługi. To naturalne, że człowiek chce więcej konsumować. Ale wpadamy w błędne koło kiedy np., nasz popyt na tanie towary oznacza, że producent próbuje jednocześnie zadowolić konsumenta tanimi towarami i chce także maksymalne zyskać. To znaczy, że będzie korzystać z taniej siły roboczej. Jeśli ktoś nie chce kupić czegoś zrobionego lokalnie, bo koszt pracy sprawia, że jest droższy, niż ten sam towar z Chin, to znaczy, że jeszcze jeden człowiek – nasz sąsiad – jest bezrobotny. On z kolej próbuje odzyskać pracę od kogoś innego, kto kiedyś dostawał więcej pieniędzy za tą samą pracę. Konsument wtedy zgadza się na zapłacenie nawet nieco więcej (jeśli go na to stać), kiedy on wierzy, że popiera coś dobrego i pomaga ludziom. Konsument także może wspierać przedsięwzięcie, kiedy on osobiście ma kontakt z ludźmi, dostaje dobre usługi, albo jest zaangażowany w sprawę. Kolektywne biznesy mogą także angażować się w życie dzielnicy i stawać się jej integralną częścią.
Akurat, coś takiego jak poczta jest bardzo dobrym biznesem dla kolektywnego samodzielnego kierowania. Inaczej niż w przypadku produkcji, nie może otwierać fabryki w Indonezji i wysłać tańszych produktów do Polski: poczta musi działać tu. Więc nie powinno być tak, że nawet nie ma szans konkurować. Jeśli nie będzie dużo zarabiających biurokratów i kierowników, poczta może pozwolić sobie na wyższe pensje – jeśli tylko konsumenci będą trzymać się ich, nawet w momencie gdy ktoś spróbuje sztucznie zaniżyć ceny, aby zniszczyć konkurenta i przejąć kontrolę nad rynkiem. A akurat, jest bardziej prawdopodobne, że kolektyw z dobrymi kontaktami ze społeczeństwem wytrzyma taki atak.
Poczta także jest dobrym biznesem dla kolektywnego samokierowania, bo jest w porównaniu do niektórych innych przedsiębiorstw, nie tak trudna do zarządzania, jak to wygląda. W zasadzie w jednym mieście dostawa poczty, jest po prostu kwestią sortowania i dostawy. Aby poczta dochodziła do innych miast, musi być koordynacja między miastami. To znaczy, że albo ten kolektyw, albo grupy kolektywów (bo są różne poziomy – każda poczta, dzielnica, miasto) działa wspólnie z innymi miastami, albo po prostu mają z nimi zwykłą umowę. Tak to działa teraz, że listonosz Polski nie musi lecieć sam do Los Angeles, aby dostarczyć tam list – bo jest umowa z amerykańską pocztą i oczywiście każda poczta współpracuje, płaci innym pocztom za usługi, itd. Więc, kolektywne poczty mogą działać nawet bez swojej infrastruktury w każdym miejscu. Nawet nie cała PP musi przejść pod kontrolę kolektywów pracowniczych, aby takie kolektywne poczty powstały zamiast istniejących poczt – ale oczywiście byłoby lepiej.
W przypadku poczty nie będzie nawet tyle problemu z know-how, ponieważ zwykli pracownicy robią prawie wszystko, sekretarki wiedzą o wielu sekretach kierowania i pracownicy mogą nauczyć się wszystkiego o sprawie kierownictwa albo zatrudnić konsultantów.
Kolektywne samokierowanie jednego biznesu nie rozwiąże wszystkich problemów niesprawiedliwości ekonomicznych, być może nawet nie wewnątrz tego kolektywu, który mimo wszystko będzie działać w świecie, gdzie pracownik przede wszystkim służy do tego, aby wzbogacać innych. Jednak każdy kolektywnie samokierowany biznes, który zdecyduje skupić się na dobru pracowników zamiast na zysku dla inwestorów i menedżerów, który zdecyduje się na wspólne podejmowanie decyzji o pracy, który decyduje, że chce być dumny ze swojej pracy i oferować klientowi dobre usługi za dobrą i uczciwą cenę, który myśli społecznie – a nie tylko o dochodach i zyskach dla wzbogacenia się – to jest krok w dobrym kierunku. Niech ludzie widzą, że mogą zakończyć błędne koło kapitalizmu i że ludzie mogą kierować swoją pracą razem, bez szefów. Niech Poczta Polska pada – i wpada w ręce pracowników.
Laura Akai