Pracujesz na umowie śmieciowej? Możemy pomóc!

Szok pod Żabką
Tagged:
Image: 
spec.png

Jak znana prezeska stowarzyszenia anty-mobbingowego broni ajentki Żabki, która złamała prawo i próbuje zastraszyć ofiarę nadużyć w miejscu pracy

W sobotę 5 października, Związek Syndykalistów Polski zorganizował pikietę w obronie małoletniego pracownika, który pracował bez umowy oraz nie otrzymał całego wynagrodzenia w jednym ze sklepów Żabki w Gdańsku, przy ul. Malczewskiego 85.

Podczas pikiety podeszła do nas kobieta, która zaczęła bardzo agresywnie krzyczeć. Oskarżyła pracownika o kłamstwo, nie wymieniając z nim ani jednego słowa. Podczas pikiety krzyczała bardzo głośno o „kłamstwach”. Tego typu bardzo agresywna reakcja jest dość nietypowa podczas akcji, które organizujemy. (Zdarzało się to wcześniej, ale nieczęsto. Ostatnim razem, gdy ktoś zachowywał się wobec nas tak agresywnie, to był Janusz Korwin-Mikke, którego wybryki przynajmniej rozumieliśmy.) Wyglądało to tak, jakby chciała nas nękać i zastraszać. Zaczęła nas filmować. Wydawało nam się to bardzo dziwne, dopóki nie zobaczyliśmy, jak rozmawia z ajentką Żabki, która nie chciała z nami rozmawiać. Ajentka tylko powiedziała nam, żebyśmy „rozmawiali z jej pełnomocnikiem”.

Byliśmy szczerze zszokowani, gdy dowiedzieliśmy się, że kobieta, która zachowywała się wobec nas tak agresywnie, była prawniczką. Wyobrażamy sobie, że większość prawników postępuje zgodnie z pewnymi standardami, nawet jeśli próbują nas zastraszyć. Zastraszanie w wykonaniu prawników zwykle odbywa się w formie listów z groźbami pozwu, nawet jeśli nie ma ku temu żadnych podstaw. Nigdy nie spotkaliśmy prawnika, który używałby bardziej bezpośrednich i agresywnych środków, aby się z nami skonfrontować.

Naturalnie byliśmy bardzo ciekawi, kim była ta osoba i dlaczego tak się zachowywała. Czy należała do jednego z prawicowych think tanków? A może była obrońcą małych przedsiębiorców? Musimy powiedzieć, że ponownie byliśmy zszokowani, gdy dowiedzieliśmy się prawdy.

Osoba, która zachowywała się tak okropnie, nazywając młodą ofiarę nielegalnych praktyk „kłamczuchem”, próbując zagłuszyć nasz strajk i zastraszyć ludzi, była w istocie wspólnikiem Kancelarii Adwokackiej i Radcy Prawnego „Bednarczyk”, ale, co dla nas jeszcze bardziej szokujące, była ona Prezeską Stowarzyszenia Antymobbingowego im. Barbary Grabowskiej od 2004 roku!

Obrona praw ofiar mobbingu jest czymś bardzo ważnym. Byliśmy zaangażowani w kilka spraw antymobbingowych. Sądzimy, że ludzie, którym zależy na prawach pracowników, nie powinni atakować poszkodowanych pracowników. Ktoś, kto mówi, że broni pracowników, nie powinien pojawiać się na ulicy i nękać osób, które bronią pracowników. Gdyby szef był w pracy i nazwał pracownika kłamcą przy wszystkich, byłaby to oznaka mobbingu. Niestety te same standardy nie dotyczą „prawniczki antymobbingowej”, która wychodzi na ulicę i nazywa ludzi „kłamcami”.

Wiemy, że każdy powinien mieć możliwość bycia reprezentowanym przez prawnika, a gdy prawnik otrzyma zapłatę, musi bronić tej osoby, niezależnie od tego, czy jest ona winna, czy nie. Smutne jest jednak to, jak łatwo można kupić prawnika i jak ci, którzy sprawiają problemy pracownikom, wydają pieniądze na prawników zamiast wypełniać swoje obowiązki wobec pracowników. Uważamy, że jest to pewnego rodzaju patologiczna sytuacja, w której pewna klasa przedsiębiorców uważa, że groźby ze strony prawnika są lepszym rozwiązaniem niż uczciwe prowadzenie interesów.

Wracając do sprawy: pracownik, o którym mowa, to 17-latek, który uciekł przed wojną w Ukrainie i zaczął pracować w Żabce, gdy miał 16 lat. Fakt, że pracował przy sprzedaży alkoholu i papierosów, to tylko pierwszy nielegalny aspekt tego wszystkiego. Nigdy nie dostał umowy o pracę i dopiero po fakcie agentka sporządziła umowę zlecenie (której zresztą nigdy pracownik nie zobaczył i nie miał szansy podpisać). To kolejna nielegalna rzecz. Na dodatek pieniądze, których nie zapłaciła. Tutaj ajentka ma inne wyliczenia niż my: obliczyliśmy, że pracownikowi należy się 2600 zł (łącznie z zapłatą za nadgodziny). W korespondencji z nami, ajentka powiedziała, że „zapłaciła grzywnę nałożoną przez PIP, więc czego chcemy”, a następnie przyznała się do długu, ale stwierdziła, że to tylko 1655 zł. Teraz odmawia zapłaty nawet tej kwoty i mówi nam, żebyśmy „porozmawiali z jej pełnomocniczką”.

Widzimy jak jej prawniczka rozmawia i nie uważamy, że prawnik powinien tak rozstrzygać sprawę. W rzeczywistości całkowicie zignorowała pracownika i po prostu stała i krzyczała na nas, że „kłamiemy”, że „nie mamy dowodów” itp. Brak dowodów na co? Mamy dowody na to, że ta osoba tam pracowała, mamy dowody na jego wiek, dowody na to, że pracował bez umowy i mamy nawet dowody na to, że PIP nałożyła grzywnę i przyznanie się samej agentki, że jest winna tej osobie pieniądze.

Jesteśmy bardzo rozczarowani tym, że ludzie, którzy powinni być ekspertami w dziedzinie prawa pracy i twierdzą, że pomagają ofiarom nadużyć, mogą tak łatwo decydować się na obronę sprawców nadużyć i mogą to robić z całkowitym lekceważeniem ofiar i w taki sposób, jakiego byliśmy świadkami.

Powiem tylko, że nie możemy dać się zastraszyć takim taktykom i będziemy działać, dopóki pracujący młodzieniec, który spotkał się z tak negatywnym doświadczeniem na początku swojego życia w świecie pracy, nie otrzyma pełnej zapłaty.