Pracujesz na umowie śmieciowej? Możemy pomóc!
Opowiadanie swoje jednak zacznę od historii, która wydarzyła się o wiele wcześniej. W październiku 2012 r. podjęłam się pracy w sieci marketów Dino Polska S.A. w małej miejscowości w województwie kujawsko-pomorskim - w Barcinie. Początkowo nie miałam żadnych zastrzeżeń do pracy, ponieważ atmosfera jaka tam panowała była poprawna. Sytuacja zmieniła się diametralnie z końcem lutego 2013 r., kiedy to nie przedłużono umowy o pracę z kierownikiem oraz dwiema innymi pracownicami. Awansu na stanowisko kierownika nie otrzymała osoba z doświadczeniem i kompetencjami do pełnienia takiej funkcji. Było to dla wszystkich pracowników dużym zaskoczeniem. Nowa pani kierownik rejonowa awansowała na to stanowisko młodszego zastępcę co w późniejszym czasie spowodowało lawinę problemów w markecie. Na stanowisko brakujących kasjerów zatrudniono osoby, które z dnia na dzień bez żadnego przeszkolenia podjęły pracę. Po upływie dwóch miesięcy zwolniła się z pracy zastępca kierownika, nie mogąc znieść niesprawiedliwych upomnień. Na jej miejsce została zatrudniono osobę, która od razu została poddana szykanom i dyskryminacji.
Obserwowanie tego, jak można dręczyć i tak źle traktować pracowników było dla mnie szokiem i pewnym momentem przełomowym. Ta sama sytuacja spotkała też inną nową pracownicę. Dziewczyny te przychodziły do pracy zestresowane, podczas zmiany kilkakrotnie płakały, gdyż nie dawały sobie rady psychicznie. Niektóre koleżanki robiły wszystko, aby skutecznie uprzykrzyć im pracę jak i życie.
Pojawienie się w publicznych szpitalach outsourcingu (z ang. zlecenie wykonywania usług na zewnątrz) nieprzypadkowo zbiega się z falą likwidacji, prywatyzacji a później i komercjalizacji służby zdrowia w Polsce.
Liberalne rządy pod szyldem reform wdrażają likwidację sektora publicznego, w tym i służby zdrowia. Zaczęto wymagać od placówek służby zdrowia tzw. „rentowności”, bilansowania budżetu, a najlepiej zysków. Wprowadzenie możliwości tzw. komercjalizacji pozwala na bankructwo takiego podmiotu, co wcześniej dotyczyło tylko sektora prywatnego. Zaczyna się zastraszanie i urabianie pracowników i związków zawodowych. Przedstawia się scenariusze, według których: „istnieje ryzyko likwidacji zakładu i jedynym możliwym wariantem by uratować miejsca pracy jest prywatyzacja”
Często to wystarczy by dostać zielone światło dla prywatyzacji, co skutkuje redukcją etatów. Jeśli to nie pomaga przedstawia się kolejną wersję scenariusza:
„istnieje ryzyko likwidacji zakładu i jednym z możliwych wariantów by uratować miejsca pracy jest prywatyzacja, chyba że razem (z pracownikami lub/i związkowcy) znajdziemy oszczędności”
Często to wystarczy by podzielić pracowników. Dlatego, że w obecnym systemie jedyna przewidziana forma oszczędności dotyka dotyczy pracowników lub pacjentów. Jedna z najczęstszych form to outsourcing. Więc zwykle:
- „Związek Lekarzy” poprze decyzję o przekazaniu do innego wykonawcę grupy zawodowej pielęgniarek.
- „Związek Pielęgniarek” poprze decyzje o przekazaniu do innego wykonawcę grupy zawodowej sanitariuszy i salowych.
- „Związek Sanitariuszy i Salowych” poprze decyzje o przekazaniu do innego wykonawce grupy zawodowej sprzątaczek
- „Związek Sprzątaczek” poprze decyzje o przekazaniu do innego wykonawce tych „nieuzwiązkowionych”
- itd.
W ten sposób dyrektorom udaje się stworzyć sytuację, w której każda z grup zawodowych, każdy ze związków w jakimś z wariantów popiera cięcia etatów. Co więcej pracodawca przyjmuje rolę arbitra walczących ze sobą frakcji pracowników czy związkowców, które za samą „obietnicę ułaskawienia przed zwolnieniem”, wystąpią przeciw innym pracownikom.
Outsourcingu nie powinno postrzegać się tylko jako narzędzia „zaciskania pasa” kosztem poszczególnych grup pracowników. Stosuje się go głównie przygotowując grunt pod prywatyzację. Obecnie ponad 96% przedsiębiorstw w Polsce zatrudnia nie więcej niż 9 osób. W praktyce „podwykonawstwo” to sposób na likwidację resztek zdobyczy socjalnych wypracowanych przez pokolenia pracowników. W sektorze publicznym obecnie pracuje 20% wszystkich zatrudnionych.
Ostatnie przysiółki jeszcze publicznej służby zdrowia, opieki społecznej, szkolnictwa, mieszkalnictwa trzeba zatem konsekwentnie bronić przed ukrytą prywatyzacją. Nie da się tego osiągnąć bez solidarności pomiędzy pracownikami poszczególnych grup zawodowych i branż.
OUTSOURCING JAKO NARZĘDZIE LIKWIDACJI MIEJSC PRACY
Zwolnienia to kolejny z elementów scenariusza, jakim straszą pracowników pracodawcy w placówkach służby zdrowia. To kolejna okazja by tylnymi drzwiami wprowadzić outsourcing a przednimi wyprowadzić pieniądze z odpraw pracowników. W zatrważającej większości placówek służby zdrowia, gdzie wprowadzono projekty oszczędnościowe, na bazie rezygnacji przez pracowników z części praw socjalnych, a czasem z części wynagrodzenia, i tak skończyło się to zwolnieniami lub przekazaniem do „podwykonawcy” (zgodnie za art 23.1 Kodeksu Pracy).
JAK SIĘ BRONIĆ PRZED OUTSOURCINGIEM
Warto wiedzieć!
1. Gdy Pracodawca obiecuje: „nie będzie zwolnień ”, nie oznacza to, że pracownicy nie zostaną przekazani do innego pracodawcy
2. Okres utrzymania dotychczasowych warunków zatrudnienia u nowego pracodawcy to od kilku do kilkunastu miesięcy. Później warunki mogą się drastycznie pogorszyć.
3. Firma outsourcingowa, która świadczy usługi dla Twojego ex-pracodawcy, prawdopodobnie świadczy podobne usługi w całym regionie. Dlatego prawdopodobnie z czasem pracownicy zostaną skierowani do zakładów oddalonych nawet o kilkadziesiąt kilometrów od dotychczasowego miejsca zatrudnienia. Mechanizm ten stosuje się min. w celu sprowokowania „samozwalniania” się pracowników, w sytuacji gdy koszta i czas dojazdu stają się nieopłacalne.
4. Rozproszenie i rotacja miejsc pracy utrudnia organizowanie się pracowników. Osoby świadczące prace w „warunkach szczególnych”, tracą związane z tym prawa. Rotacja powoduje, brak ciągłości pracy w „warunkach szczególnych”, a co za tym idzie obniżenie budżetu zakładowego funduszu świadczeń socjalnych jeśli takowy jeszcze istnieje.
Nie można pozwolić na:
5. Kompromisowe ugody związków zawodowych, przedstawicieli pracowników z pracodawcami, w szczególności w kwestiach dotyczących, zwolnień, outsourcingu, praw socjalnych, wynagrodzeń
6. Wewnętrzny podział pracowników, przez pracodawcę. Jedynym podziałem w miejscu pracy to podział na pracowników i pracodawców. Każdy inny osłabia pracowników
Patrzeć na ręce pracodawców!
7. Gdy dochodzi do przetargu na świadczenie usług outsourcingowych, warto domagać się upublicznienia planowanych oszczędności. Czesio pracodawcy zawyżają szacunki planowanych przychodów, przy równoczesnym zaniżaniu roboczogodzin wypracowywanych do tej pory przez daną grupę pracowników. Wskutek kontroli pracowników w minionym roku udało się unieważnić lub powstrzymać co najmniej kilka przetargów na świadczenie usług outsourcingowych w publicznych placówkach służby zdrowia, w ramach których planowano przekazać pracowników do „podwykonawcy”.
Jędrzej
(ZSP Pracowników Służby Zdrowia)
Gdy firma Amazon ogłosiła, że otworzy 3 centra logistyczne w Polsce, niektórzy politycy i dziennikarze tryumfalnie pisali o tym, jakby to było jakieś wielkie osiągnięcie dla polskich pracowników. Niedługo potem dotarły informacje od pracowników w krajach, gdzie już działa Amazon, którzy opisują swoje warunki pracy jako „koszmarne”. Niniejszy artykuł nie tylko opisuje niektóre fakty o warunkach pracy w Amazonie ale także analizuje, jak szkodliwy dla pracowników i całego społeczeństwa jest system Amazona i jak Amazon traktuje Polskę jako kraj łamistrajków.
Cały system Amazona jest oparty na cięciu kosztów pracy i jak najtańszych zakupów od wydawnictw. Dzięki temu firma może oferować atrakcyjne ceny, dość szybkie terminy realizacji zamówień i różne innowacje technologiczne dla konsumentów. Im więcej mają klientów, tym mocniejsza jest ich pozycja na rynku, szczególnie w porównaniu z tradycyjnymi księgarniami. Jednak, tak jak w przypadku tanich ubrań z Bangladeszu, wszystko to okupione jest wielkimi kosztami dla pracowników i całej branży.
Pracownicy Amazonu muszą pracować prawie jak roboty. Latają jak szaleni po magazynie. Muszą znaleźć i spakować książki w prawie nierealnym tempie. Ci, którzy nie potrafią pracować jak maszyny przez wiele godzin dziennie tracą pracę. Wszystko jest monitorowane za pomocą nadajnika GPS.
Od 01 stycznia 2013 r. około 99 tys. opiekunów osób niepełnosprawnych straciło prawo do świadczeń pielęgnacyjnych, które miały być “na stałe”. Uważamy to za kolejny przejaw polityki antyrodzinnej i antyspołecznej rządu.
Opiekowanie się niepełnosprawnym członkiem rodziny zamiast oddania go do Domu Opieki Społecznej wymaga dużo pracy i poświęcenia. Często jest tak, że ktoś z rodziny musi zrezygnować z pracy, by opiekować się tą osobą. Dlatego potrzebuje wsparcia. Naszym obowiązkiem jako społeczeństwa jest dbać o wszystkich, a w szczególności tych, których pracowali przez całe życie, ale teraz są chorzy i zasługują na miłość i opiekę, gdy są w potrzebie.
Domy Opieki to jest ostatnia deska ratunkowa, jeśli nie ma nikogo w rodzinie, czy nie ma innego wyjścia. Koszty utrzymania w Domu Opieki są bardzo wysokie – kilka tysięcy zł. na miesiąc, a jeśli rodzina ma niskie dochody, gmina musi dopłacić, by pokryć część kosztów. Po prostu taniej wychodzi zapłacić rodzinie.
Odbieranie świadczeń jest absurdalne. Opieka nad osobami niepełnosprawnymi powinna być ceniona i uznana za pracę. W zależności od sytuacji, opiekunowie powinni dostać pensję, jak za etat lub pół etatu. Opiekunowie robią coś wartościowego dla społeczeństwa i to także stanowi pracę, którą w innym przypadku świadczyła by za opłatą inna osoba. Zamiast marnować pieniądze na dofinansowanie ich opieki poza domem i zamiast marnować publiczne pieniądze na biurokrację polityczną, na etaty dla kolegów i niepotrzebne wydatki, musimy pomoc tym, którzy naprawdę naszej pomocy potrzebują!
Dość antyrodzinnej polityki rządu! Pieniądze dla opiekunów teraz!
Związek Syndykalistów Polski - Sekcja Wielobranżowa, Warszawa
„Ile będzie ludzi?” Wieczne pytanie wątpiących. Wątpiących, czy warto się ruszyć sprzed facebooka i faktycznie wziąć udział w jakimś wydarzeniu, nie tylko klikając „lubię to”. Zaangażować się, poświęcić trochę energii i wykazać trochę zdecydowania. Na chwilę choć przełamać obezwładniający ciężar psychicznego „nicniemożenia”. Ja nic nie mogę, nie dam rady zmusić pracodawcy do zapłacenia mi zaległej pensji, „nie dam rady”, itd. Ile razy to słyszeliśmy? „Nie da się”, nawet wtedy gdy się da, często bardzo skromnymi siłami, nawet gdy zaangażuje się garstka zdecydowanych ludzi. Otacza nas chciejstwo, brak wiary. Chciałoby się za to lać po mordzie. Tak! Bo to zbrodnia wciąż wygadywać „nie da się”, gdy KAŻDY kto podjął walkę w choć minimalnym stopniu – wygrał. Nawet jeśli wygrał tylko swoją godność (a przecież zazwyczaj wygrywa też o wiele więcej – umowę najmu, odszkodowanie za bezprawne zwolnienie z pracy, itp.). To przerażające jak ta samokastrująca się mentalność, której jedynym skutkiem jest niewolnicze znoszenie kolejnych upokorzeń, rozpowszechniła się zarówno na lewicy, jak i na prawicy.
Na prawicy, wiadomo: kolejne marsze w symboliczne rocznice, symbole wspomnienia, jacy kiedyś byliśmy wielcy. Eskapizm w idealizowaną przeszłość, ucieczka od przygniatającej teraźniejszości, z jej nierozwiązanymi problemami, z którymi pozbawiona wsparcia społeczności jednostka nie ma szansy sobie poradzić. Ale poprzez chwilę można o tej koszmarnej teraźniejszości zapomnieć. Można pomachać flagą, odpłynąć w fantazje o projektowanej w przeszłość utopii „złotego wieku”, zwalić winę na zewnętrznego wroga. Jednym słowem, poczuć się lepiej, nic nie zmieniając.
Na lewicy jednak nie lepiej. To co stanowi największą wartość lewicy, czyli praca organiczna u podstaw, która jako jedyna ma realną szansę zjednać wszystkich wykluczonych, niezależnie od innych podziałów światopoglądowych, równie dobrze mogłaby być domeną archeologów. Gdy porówna się ilość czasu poświęcaną na codzienną walkę o najbardziej podstawowe sprawy z ilością odezw, mitów samopromujących, czczej gadaniny i tematów zastępczych, można dojść do wniosku: ch*j z taką lewicą! Czego by nie próbować, to samo „nicniemożenie”, to samo debilne pytanie „ilu będzie ludzi?” - bo samemu nie ma się dość kręgosłupa by stanąć w obronie słusznej sprawy, tylko dlatego że jest słuszna, a nie dlatego że musi to poświadczać obecność tłumu. Zresztą, jak łatwo zrozumieć, ci którzy nie mają w sobie dość przekonania i wiary, by działać o własnych siłach – złamią się także wtedy, gdy obok nich będzie nawet tysiąc innych osób pozbawionych wiary i determinacji.
Prawica chciałaby nas przekonać, że to kwestia charakteru: że człowiek rodzi się z kręgosłupem, lub bez. Że większość jest skazana na bierne podążanie za liderami, gdyż sami nie mają dość wyobraźni, woli i wiary, by rozwiązać najprostsze problemy. Lewica mówi na to: nie, to bezradność wyuczona, słabość która nam została wpojona wiecznym odtwarzaniem mitów o urojonej wielkości, wobec której zawsze czujemy się mali i niekompetentni. Ta wielkość jest zawsze GDZIE INDZIEJ. Obojętnie, w przeszłości, w przyszłości, na innym kontynencie. Nigdy tu, w TWOICH rękach. A przecież wszystko czego potrzebujesz jest w zasięgu ręki. Wystarczy tylko, że będziesz mieć dość WIARY. Wszystko czego pragniesz jest po drugiej stronie strachu. Strachu przed śmiesznością, osamotnieniem i izolacją. Po drugiej stronie opiumowego otępienia i wiecznego „nicniemożenia”.
Kolejny raz, rola odgrywana przez państwo i policję staje się całkiem jasna.
Wszystko wskazuje na to, że BRW Sofa stara się wszcząć sprawę sądową przeciwko ZSP. Po tym, jak pracownicy BRW Sofa poskarżyli się na warunki panujące w firmie i pracodawca otrzymał tytuł „Najgorszego Pracodawcy Roku” (później dyrektor firmy zaprzeczała, że przyznanie tytułu miało miejsce). Później, gdy związkowiec pracujący w BRW Sofa napisał o przypadku złamania praw pracowników, został zwolniony dyscyplinarnie. W wyniku kampanii zainicjowanej przez ZSP oraz negocjacji z udziałem związków zawodowych, firma zgodziła się szybko podpisać ugodę z pracownikiem. Jednak teraz BRW Sofa stara się nasłać olsztyńską policję na ZSP.
Wydział do spraw przestępstw gospodarczych policji zażądał od ZSP podania danych osób publikujących materiały na stronach ZSP. Brak oczywiście informacji, jakie „przestępstwo gospodarcze” miało zostać popełnione. Kto właściwie nie zapłacił pracownikom pensji, albo nie zapłacił im wynagrodzenia za nadgodziny? Czy to ZSP tworzy najróżniejsze fikcyjne spółki, by uniknąć wypłacania pracownikom wynagrodzeń? Policja nie ściga firm Impel, Impuls, BRW Sofa, Full-Job za przestępstwa gospodarcze, ale za to zajmuje się ściganiem organizacji, które publikują skargi pracowników na nieuczciwych pracodawców.
Jeśli ktoś miał do tej pory wątpliwości jaka jest rola państwa i policji, to w tym momencie nie powinien już ich mieć.
W zeszłym roku, podniesiono wiek emerytalny do 67 roku życia. Skutkiem tego, aż 40% Polaków nie dożyje wieku emerytalnego. Niestety, z powodu ponad dwudziestoletniego prania mózgów oraz słabej reakcji związków zawodowych, zmiana ta została przyjęta bez większego sprzeciwu społeczeństwa. Ale fakty są takie, że będziemy pracować więcej i dłużej, zarabiając zbyt mało, by starczyło na życie, bo rząd sprzeniewierzył pieniądze, które miały iść na zabezpieczenie naszych potrzeb socjalnych. Za tą sytuację płacimy wszyscy. Bogaci się tylko elita.
Teraz doszło do likwidacji gwarantowanego 8-godzinnego dnia pracy. 8-godzinny dzień pracy był jednym z największych kroków przodu dla ludzi pracy, postępem cywilizacyjnym zdobytym w wyniku walki pracowników na całym świecie, która trwała całe dziesięciolecia. Teraz mamy powrót do warunków pracy rodem z XIX wieku, gdzie szef może nam kazać pracować przez 13 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu.
Stanowczo sprzeciwiamy się tym zmianom! Wzywamy główne związki zawodowe do tego, by wreszcie ustaliły datę strajku generalnego, a wszystkich pracowników do udziału w nim! Również bezrobotnych zachęcamy do udziału w protestach powiązanych ze strajkiem. Ale jednodniowy strajk nam nie pomoże. Grzeczne protesty są bezsilne wobec arogancji władz. Czas skończyć z grzecznością. Strajk musi trwać DO SKUTKU!
Obalmy antypracownicze ustawy!
Według nowelizacji kodeksu pracy, pracodawca może przyjąć 12-miesięczny okres rozliczeniowy. Co to oznacza? Jeśli okresem rozliczeniowym jest miesiąc, praca w nadgodzinach musi zostać wynagrodzona w postaci dopłaty za nadgodziny razem z miesięczną pensją. Jeśli okres rozliczeniowy wynosi 4 miesięcy, możesz pracować w nadgodzinach w jednym miesiącu, ale liczy się średnia z 4 miesięcy. Jeśli okres rozliczeniowy jest 12 miesięczny, liczy się średnia z całego roku. Jeśli pracodawca chce, by w jednym sezonie wykonano więcej pracy, może zorganizować czas pracy tak, aby ludzie pracowali nawet po 13 godzin dziennie, przez 6 tygodni przez ponad 6 miesięcy. Przez resztę czasu, pracownicy mogą mieć „wolne od pracy” - tyle że pracodawca będzie musiał im płacić za ten czas tylko pensję minimalną. Np., jeśli ktoś zarabia zazwyczaj 2500 złotych, zwykle osiąga dochody ok. 30 tys. na rok. Jeśli musi pracować w nadgodzinach przez 7 miesięcy i ma 5 miesięcy wolnego z pensją w wysokości 1600 zł, dostaje rocznie 25,5 tys. Więc osoba, która musi zrezygnować z prywatnego życia przez wiele miesięcy, aby harować ponad siły, może otrzymać za to o wiele mniej pieniędzy.
Politycy próbują nas przekonywać, że to nie jest złe, bo takie rozwiązanie jest możliwe jedynie za „zgodą” pracowników. Od lat politycy starają się przekonać ludzi, że jeśli ktoś ma kiepskie warunki pracy, to trudno, bo po prostu „zgodził się” na takie warunki. Aby ułatwić uzyskanie tej zgody, jest także nowelizacja ustawy o związkach zawodowych. Teraz indywidualni pracownicy mogą się „zgodzić” na takie warunki, nawet jeśli związki (a więc nawet większość pracowników danego zakładu) opowie się przeciw. Oznacza to, że pracodawca może proponować takie warunki nowym pracownikom i szukać najbardziej zdesperowanych ludzi, którzy się zgodzą nawet na takie warunki. Nie trzeba tłumaczyć, że pracownicy, którzy się nie „zgadzają” zostaną potraktowani jako nie dość „elastyczni”.
Już mamy dość problemów społecznych związanych z praktyką przymusowej pracy w nadgodzinach, często nieodpłatnych. Powiedzmy wreszcie dość, takim tendencjom! Chcemy żyć normalnie!
Rezolucja Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników (IWA - AIT) z 1928 roku wydrukowana w piśmie Anarchistycznej Federacji Polski.
Kongres stwierdza, że bezrobocie przybiera coraz bardziej charakter ostry i chroniczny, że proletariat całego świata pada jego ofiarą i że przyczyny jego są następujące:
1. Rozwój maszynizmu.
2. Stały wzrost liczebny proletariatu, wzrost wynikający z coraz częstszego używania siły roboczej kobiet i z napływu do pracy w przemyśle elementów dotychczas pracujących na roli.
3. Wprowadzenie nowych metod wytwórczości w przemyśle, metod, których skutkiem jest znacznie większa szybkość produkcji.
4. Niskie płace, które nie dają robotnikom możności kupowania, a przez to zmniejszanie ilości kupujących – zmniejszenie popytu na rynkach.
Kongres stwierdza, że udoskonalenie i rozwój maszynizmu, który mógłby ulżyć losowi robotników, służyły dotychczas wyłącznie interesom kapitalistów. Wypowiadając się bezwzględnie za postępem we wszelkiej formie, Kongres oświadcza, że postęp nie powinien w żadnym wypadku odbyć się kosztem wzrostu wyzysku.
Co do nowych metod wytwórczości znanych pod nazwą racjonalizacji, Kongres przestudiowawszy tę kwestię doszedł do wniosku, że ta forma pracy krzywdzi godność ludzką, jest szkodliwą dla zdrowia robotników i jest najpoważniejszą przyczyną bezrobocia.
7 czerwca 2013 na Wydziale Nauk Społecznych odbyła się otwarta debata pt. Komu potrzebny jest prekariat organizowana przez Koło Inicjatyw Społecznych Studentów przy współudziale Związku Syndykalistów Polski sekcja Wrocław.
Debatę otworzył Mateusz Karolak prezentacją na temat znaczenia i intelektualnej historii samego terminu "prekariat". Mateusz wyróżnił i scharakteryzował różne poziomy znaczeniowe terminu "prekariat" - formalno-prawny, egzystencjalny, ekonomiczny, makrostrukturalny i polityczny. Jego wystąpienie uzupełnił Adam Mrozowicki pokazując globalny wymiar zjawiska - ewolucji rozmiarów i struktury światowych zasobów siły roboczej. Agata Krasowska zaprezentowała projekt prowadzonych badań nad młodym wrocławskim prekariatem obejmujące szerokie spektrum osób niestabilnie zatrudnionych (w tym samozatrudnionych). Badanie opiera się na wywiadach biograficznych i dotyczy subiektywnego przeżywania sytuacji ekonomicznej niestabilności. Następnie Łucja Łopatka przedstawiła i skomentowała fragmenty już przeprowadzonych wywiadów z dwiema osobami zakwalifikowanymi jako młodzi prekariusze (chłopakiem imającym się najróżniejszych tymczasowych zajęć oraz dziewczyny, która porzuciła pracę w korporacji, żeby prowadzić własną wegańską firmę cateringową).