Pracujesz na umowie śmieciowej? Możemy pomóc!
Zwracamy się do Walnego Zebrania Delegatów „Solidarności” regionu Wielkopolska na drodze listu otwartego, gdyż wszelkie poprzednie próby zasygnalizowania niesprawiedliwego i nie licującego z godnością związkowców zachowania wobec jednej z Waszych koleżanek nie spotkały się z żadnym odzewem.
Wielu z Was zapewne jest znana sprawa Magdaleny z Barcina, która była współzałożycielką komisji NSZZ „Solidarność” w miejscowym markecie Dino. Jak wielu innych związkowców spotkała się ona z dyskryminacją i represją ze strony pracodawcy. Z dniem 1 stycznia b.r. Dino wyrzuciło ją z pracy w czasie trwania jej kadencji jako wiceprzewodniczącej Związku. W takiej sytuacji, Magda miała pełne prawo spodziewać się wsparcia ze strony „Solidarności”.
Jak wyglądała w rzeczywistości pomoc „Solidarności”? Przewodniczący Regionu Wielkopolska odmówił negocjowania w sprawie przywrócenia Magdy do pracy. Odmówił także pomocy w zakresie składania pozwu o przywrócenie do pracy. Zaoferowana pomoc finansowa była uzależniona od warunku zachowania milczenia i powstrzymania się od działań skierowanych przeciwko Dino. Przewodniczący Regionu zachowywał się tak, jakby jego zadaniem była obrona pracodawcy z Dino, a nie obrona pracowników.
W bełchatowskim szpitalu 16 czerwca doszło do spotkania delegacji protestujących pracownic z przedstawicielami władz samorządowych, Państwowej Inspekcji Pracy i dyrekcji szpitala. W spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele Związku Syndykalistów Polski – Pracowników Służby Zdrowia. Była też obecna Pani Alina Karbownik – prawnik z ramienia Prezydenta Miasta Bełchatów - Marka Chrzanowskiego, która została oddelegowana do dyspozycji pracowników.
Spotkanie do którego doszło było skutkiem wcześniejszych akcji protestacyjnych. Wtedy też Pani V-ce Marszałek – Dorota Ryl, zadeklarowała zorganizowanie spotkania. Mimo wcześniejszych zapewnień z jej strony, na spotkaniu nie pojawił się przedstawiciel Spółdzielni „Naprzód”. Kategorycznie nie zgodziła się też na rejestrację dźwiękową obrad.
Podczas spotkania Pani V-ce Marszałek zadeklarowała, że w najbliższych dniach zostaną uruchomione dodatkowe środki finansowe dla poszkodowanych i z jej inicjatywy sprawą zajmie się Ministerstwo Pracy i Pomocy Społecznej.
W poniedziałek, Związek Syndykalistów Polski, wraz z pracownicami bełchatowskiego szpitala wojewódzkiego, zorganizował w Łodzi dwie akcje bezpośrednie. Protest pracownic szpitala trwa już drugi miesiąc. 60 kobiet znalazło się nagle bez źródła utrzymania, po tym jak dyrekcja szpitala zmieniła podwykonawcę. Pracownice miały zostać przekazane przez Spółdzielnię "Naprzód" - swojego dotychczasowego pracodawcę, firmie DOZORBUD, która jednak nie uznała ich za swoje pracownice. Pracownice są obecnie bez ubezpieczenia i bez źródeł dochodów. W sytuacji, gdy ani dyrekcja szpitala, ani "Naprzód" ani DOZORBUD nie poczuwają się do odpowiedzialności za pracownice, konieczne było podjęcie bardziej zdecydowanych działań.
Pierwsza z akcji bezpośrednich miała miejsce w Urzędzie Marszałkowskim. Urząd Marszałkowski jest organem nadzorującym wobec szpitala wojewódzkiego w Bełchatowie i właśnie tam pracownice domagały się uznania swoich praw. Ponieważ nikt z urzędu nie zainteresował się sprawą, pracownice postanowiły wtargnąć do niego siłą. Pomimo oporu ochrony budynku, kilkadziesiąt protestujących wdarło się do budynku, pokonało 9 pięter i stanęło pod biurem Marszałka Województwa domagając się spotkania z nim. Pod presją protestujących, urzędnicy musieli zaprowadzić wszystkich do sali konferencyjnej. Na spotkanie stawiła się jednak tylko wicemarszałek. Podczas spotkania z nią, które było nagrywane przez TVP, przekazano pismo z postulatami pracownic - m.in. zagwarantowanie, że w przetargu na obsługę szpitala w Bełchatowie będzie zagwarantowana klauzula zatrudnienia dotychczasowych pracownic spółdzielni "Naprzód". Wicemarszałek przyjęła pismo z postulatami i obiecała zorganizować w ciągu tygodnia spotkanie władz szpitala, pracownic oraz firm "Naprzód" i DOZORBUD. Po rozmowie z wicemarszałek, pracownice przemaszerowały ul. Piotrkowską do autokaru, który je zawiózł na kolejne miejsce akcji.
W dniu 24 maja, pracownice szpitala wojewódzkiego w Bełchatowie po raz kolejny protestowały w obronie swoich miejsc pracy. Ich protest trwa już ponad dwa tygodnie. 60 kobiet znalazło się nagle bez źródła utrzymania, po tym jak dyrekcja szpitala zmieniła podwykonawcę. Pracownice miały zostać przekazane przez Spółdzielnię "Naprzód" - swojego dotychczasowego pracodawcę, firmie DOZORBUD, która jednak nie uznała ich za swoje pracownice. Z powodu uchybień formalnych podczas przekazania miejsc pracy, prawdopodobne jest że pod względem prawnym pracodawcą jest nadal Spółdzielnia "Naprzód".
Kobiety pracowały przez wiele lat jako sprzątaczki i kuchenkowe w tym szpitalu. Gdy dyrekcja zaczęła stosować zlecanie prac podwykonawcom, zrezygnowano z bezpośredniego zatrudniania przez szpital. Skutkiem tego, miejsca pracy stały się bardziej niepewne, a warunki pracy uległy pogorszeniu. Podwykonawcy zignorowali przepisy dotyczące przekazywania pracowników - pozostawiając pracownice na przysłowiowym lodzie. Pracownice są obecnie bez ubezpieczenia i bez źródeł dochodów.
Podczas sobotniego protestu, do którego dołączyli działacze Związku Syndykalistów Polski, zaprezentowano przez megafon sytuację pracownic i rozdano ulotki dotyczące ich sprawy, po czym protestujący przeszli pod oddziałami szpitala. Skandowano "Pracodawcy to tchórze", "Chcemy pracować a nie wegetować". Po demonstracji odbyło się zebranie wszystkich zainteresowanych, podczas którego przeprowadzono głosowanie nad dalszymi krokami i działaniami, w tym nadchodzącymi protestami.
Wiele związków głównego nurtu nie interesuje się losem pracowników outsourcingowych i agencyjnych, obawiając się trudności prawnych związanych z obroną tych pracowników. Prawdopodobnie dlatego również tym razem związki zawodowe głównego nurtu nie włączyły się w ten protest. Z drugiej strony Związek Syndykalistów Polski ma już spore doświadczenie w walce o prawa pracowników na umowach śmieciowych, których prawa nie są należycie chronione przez ustawy i sądy. Dlatego postanowiliśmy włączyć się w protest i dalsze działania zmierzające do wyegzekwowania praw pracownic szpitala.
Wyzysk zaczyna się od złej polityki
Związek Syndykalistów Polski zwraca uwagę na sytuację pracowników agencji Impuls zatrudnionych w Teatrze Mazowsze i skrajny wyzysk pracowników w instytucjach publicznych.
W listopadzie 2013 r., Teatr Mazowsze w Otrębusach wybrał agencję Impuls w publicznym przetargu. Akcje Związku Syndykalistów Polski przeciwko agencji Impuls o niewypłacane wynagrodzenia trwały już od lipca 2013 r. Niecały tydzień po podpisaniu umowy przez Teatr, w TV Polsat pokazany był materiał o walce pracowników o zaległe wynagrodzenia. Wygląda jednak na to, że zarząd Teatru nie wykazał żadnej inicjatywy, by poszukać opinii na temat tej firmy zanim podpisał z nią umowę. Gdyby było inaczej, dyrekcja bez trudu znalazłaby dziesiątki artykułów, komentarzy, itd... z których jasno wynika, że agencja systematycznie zalega pracownikom wiele miesięcy wypłat, a wielu z nich nie otrzymuje w ogóle swojego ostatniego wynagrodzenia.
Impuls został zapewne wybrany z powodu niskiej ceny oferty. Wynosi ona mniej niż połowę kolejnej oferty. Czy pani Skomorowska i pan Izban, którzy byli odpowiedzialni za przetarg, nie uznali tego za coś podejrzanego?
Budżety instytucji publicznych są wciąż okrajane, co skutkuje tym, że są one zmuszone do zatrudniania pracowników przez podejrzane agencje, a pracownicy są zatrudniani na umowach śmieciowych, zamiast bezpośrednio przez pracodawcę użytkownika. W efekcie, pieniądze trafiają do kieszeni pośredników, a nie do pracowników. Widząc, jakie są ceny w przetargu, dla każdego powinno być jasne, że pracownicy będą otrzymywać o wiele poniżej stawki minimalnej. Nasze stanowisko jest takie, że publiczne przetargi powinny gwarantować wybór firmy zapewniającej pracownikom normalne umowy o pracę i wynagrodzenie przynajmniej równe pensji minimalnej (choć i to jest przecież zbyt mało, by godnie żyć).
Sytuacja pracowników Impulsu jest tragiczna. Ich oficjalna stawka godzinowa wynosi 3,5 zł. Pracownicy Teatru Mazowsze czekają na wynagrodzenia od 6 miesięcy – czyli niektórzy z nich nigdy nie otrzymali wynagrodzenia. To nie jest jedyny przypadek. Zaległości agencji Impuls wobec pracowników pozostają nadal w Teatrze Baj (Teatr wypowiedział umowę agencji Impuls, zachowując pracowników, ale ostatnie pensje nie zostały wypłacone), oraz w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach.
Ta sytuacja jest skandaliczna. Dziesiątki pracowników próbowało uzyskać pomoc z Państwowej Inspekcji Pracy, czy nawet z prokuratury, jednak państwowe instytucje ignorują ich problem. Państwowa Inspekcja Pracy nie podjęła skutecznych działań, mimo skarg od więcej niż jednego związku. A instytucje opłacane z publicznego budżetu nadal korzystają z nieuczciwego podwykonawcy oszukującego pracowników.
Ten problem wynika ze złej polityki i próby oszczędzania pieniędzy kosztem wielu kategorii pracowników, przez co wpędza się ich w ubóstwo i niepewność co do jutra. Beneficjentami procederu są urzędnicy otrzymujący premie i sute wynagrodzenia, oraz właściciele nieuczciwych firm. Ta chora sytuacja musi się zakończyć. Ci, którzy są odpowiedzialni za wybór podwykonawcy w Teatrze Mazowsze powinni natychmiast zareagować na sytuację i pomóc pracującym u nich pracownikom.
Agencja Impuls pozostaje źródłem nędzy dla wielu, którzy jej zaufali. Ci pracownicy pozostają bez pieniędzy na czynsz i podstawowe potrzeby. Przyczyną jest skrajne niedbalstwo instytucji publicznych i ich obojętność na los pracowników.
W sobotę 10 maja w Dopiewie pod Poznaniem odbyły się dwie pikiety pod marketami Dino zorganizowane przez Związek Syndykalistów Polski. W okolicy godziny 13 klienci sieci byli informowani o niezgodnych z prawem pracy praktykach marketu, co ma potwierdzenie w kontrolach dokonanych przez Państwową Inspekcję Pracy. W pikiecie uczestniczyły również zwolnione pracownice marketu w Dopiewie, oraz członkowie Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej z Poznania.
Pikiety odbyły się w kontekście już rozpoczętych spraw sądowych o wypłatę nadgodzin i o przywrócenie do pracy. Kolejne sprawy o wypłatę zaległych wynagrodzeń za nadgodziny są w przygotowaniu. Protestujący domagali się przywrócenia do pracy zwolnionych pracownic, wypłaty zaległych wynagrodzeń, oraz przestrzegania zasad BHP przez kierownictwo sieci handlowej.
Przed pikietą w Dopiewie, udaliśmy się również pod siedzibę Regionu Wielkopolskiego NSZZ "Solidarność", który odmówił walki o przywrócenie do pracy jednej z pracownic (choć była członkiem tego związku), oraz próbował nakłonić ją do milczenia i porzucenia walki. Pod siedzibą "Solidarności" na ul. Metalowej skandowano "Bez kompromisów!".
Dotychczasowym efektem kampanii jest częściowe wyrównanie wynagrodzeń za nadgodziny, które zostało wypłacone pracownikom. Nie pokrywa to jednak całości zaległych wypłat.
W dniu 7 maja w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy odbyła się pierwsza sprawa Magdy Psikus przeciwko Firmie Dino Polska S.A. Sprawa dotyczyła wypłaty wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych. Na sali stawili się przedstawiciele firmy oraz Magda z adwokatem. Byli też obecni obserwatorzy z ZSP. Propozycja ugody ze strony pracodawcy nie została zaakceptowana przez Magdę, w związku z czym przeprowadzono przewód sądowy.
Sąd przesłuchał świadka oraz zobowiązał Firmę Dino Polska S.A. do dostarczenia brakujących dokumentów w ciągu 14 dni. Kolejna rozprawa odbędzie się w dniu 27 sierpnia. Na rozprawę zostaną powołani kolejni świadkowie. Na rozprawie w dniu dzisiejszym nie zjawił się żaden Przedstawiciel NSZZ Solidarność Regionu Wielkopolska z Poznania pomimo wcześniejszych zapewnień o udzieleniu pomocy prawnej w Sądzie Pracy. Adwokat został sfinansowany ze zbiórki pieniędzy i funduszy Związku Syndykalistów Polski.
Grupa pracowników, którzy pracowali przez agencję Impuls, nadal nie otrzymała wynagrodzeń za dwa miesiące pracy. Sprawa ciągnie się już od wielu miesięcy. Sprzątaczki i pracownicy ochrony w Teatrze Baj, pracowali za pośrednictwem agencji Impuls do czasu, gdy dyrektor dowiedział się, że pracownicy nie otrzymują wynagrodzeń – mimo że teatr płacił terminowo. Akcje ZSP przeciw agencji Impuls, które odbiły się echem w mediach, nie uszły też uwadze dyrekcji teatru.
Gdy jedna z pracownic powiedziała, że odejdzie, gdyż nie może utrzymać swojej rodziny, dyrekcja postanowiła wypowiedzieć umowę Impulsowi. Ale Impuls nie zapłacił za dwa ostatnie miesiące pracy.
We Wrocławiu odbyła się demonstracja pierwszomajowa zorganizowana przez Koalicję 1 Maja pod hasłem "Czas na strajk generalny". W demonstracji brał udział liczny blok anarchistyczny zorganizowany przez Związek Syndykalistów Polski sekcję Wrocław. Skandowano w jego ramach m.in. "Licz na polityków, umrzesz z głodu", "Przecz z korporacyjnym totalitaryzmem", "Policja broni bogatych przed biednymi", "Faszyści, burżuje, wasz koniec się szykuje". W demonstracji brali udział także członkowie Federacji Anarchistycznej i antyfaszyści z 161Crew.
Ok. 150 osób przeszło z pl. 1 maja (obecnie Jana Pawła II) przez Stare Miasto aż po osiedle Nadodrze. Skandowano, m.in. "Wolność - równość - pierwszy maja", "Rząd na bruk, bruk na rząd", "Demokracja bezpośrednia". Przemarsz zatrzymywał się w różnych punktach miasta, m.in. pod agencją pracy opowiadano o śmieciowych warunkach zatrudnienia.
Demonstracja zakończyła się afterparty zorganizowanym przez Centrum Reanimacji Kultury przy wsparciu ZSP. Przy muzyce Roots Controla Sound System bawiono się do późnej nocy.
Z początkiem kwietnia do bielskiej prokuratury trafiło zawiadomienie, w którym dyrektor Kuliński jest podejrzany m.in.: o łamanie ustawy o związkach zawodowych, fałszowanie dokumentów, nieprawidłowości finansowe dotyczące remontów.
Podczas spotkania Rady Społecznej SP ZOZ, które odbyło się 29 kwietnia 2014, dyrektor Józef Kuliński złożył rezygnację z pełnionej funkcji, obowiązki będzie pełnić do momentu wyboru nowego dyrektora. Kontrola starostwa potwierdziła obawy pracowników, dotyczące wskazywanych przez nich nieprawidłowości. Naczelnik Wydziału Zdrowia - Lucyna Majewska przy bielskim starostwie podkreśliła fatalne funkcjonowanie administracji szpitala.
„Rezygnacja dyrektora niesie za sobą konieczność «posprzątania bałaganu». Współodpowiedzialność ponosi także bielskie starostwo, które nie kwapiło się by wystarczająco szybko zareagować na doniesienia pracowników. Promowana przez ten podmiot zasada «lepszy kiepski dyrektor, niż jego brak» prowadzi donikąd. Mamy nadzieje, że rezygnacja Józefa Kulińskiego nie wynika tylko z «przedwyborczych porządków» w placówkach podległych bielskiemu staroście...” - komentuje sprawę jeden z członków Związku Syndykalistów Polski – Pracowników Służby Zdrowia zrzeszającego również pracowników bielskiego szpitala.